Strony

wtorek, 3 grudnia 2019

Od Rhei do Alexandra


Leniwe, blade światło padało na stos wertowanych raz po raz stronic, odbijając się od czarnego atramentu. Rhea westchnęła ciężko, czytając ponownie powtarzaną od godziny chronologię epidemii czarnej śmierci. Europejskie kraje, niby jedność, tonęły w krzyku i wypełniającej dymienice ropie, zalewającej szkaradą serca niewinnych istot. Blondynka czuła się wręcz przytłoczona przytaszczonymi z biblioteki tomiskami, mającymi rzekomo „otworzyć przed nią drogę do nowego, lepszego świata”. Przewróciła oczami na samo wspomnienie słów nauczającej ją epidemiolożki, zdecydowanie niezaznajomionej z pojęciem czasu wolnego i młodzieńczego wigoru. Alighieri doskonale zdawała sobie sprawę, że podpisując umowę z Instytutem, częściowo oddawała się w ich ramiona. Niczym marionetka reagująca na każde pociągnięcie sznurka niby mało znaczący element całej tej gry kłamstw i pozorów.
– Pieprzyć to wszystko - warknęła, zgrabnie zeskakując z obrotowego krzesła wprost na pełną porozrzucanych butelek podłogę - Jutro też jest dzień. - Uśmiechnęła się złowieszczo, nim pokonana przez własny barłóg runęła na ziemię.
Pokojem wstrząsnęła wiązanka przekleństw, a Rhea miała szczerą nadzieję, że tuż obok nie przechodził nikt, kogo mogły zgorszyć jej słowa.
– Mam dość tej dziury.

***

Pisane z przesadnym patosem formułki puściła w niepamięć wraz z chwilą, w której przekroczyła próg pobliskiego baru, natychmiastowo poddając się panującej wokół atmosferze. Biodra podrygiwały w rytm sączącej się z głośników muzyki, a cierpki smak alkoholu pieścił podniebienie. Dziewczyna nie zamierzała przestawać, pragnęła wręcz, by pozbawiony obowiązków wieczór trwał w nieskończoność, przenikając każdą pojedynczą komórkę jej ciała – w chwilach takich jak ta zapominała o pracy i dobrowolnie zaprzedanej młodości. Po prostu trwała, nieskrępowana żadnymi regułami tego żałosnego, ziemskiego padołu. Nie zorientowała się nawet, nim kierowana dzikim impulsem znalazła się przy stoliku z grupą nieznanych dotąd osób, wymieniając karciane groźby.
Czarne, pełne nadmiernej pruderii oczy damy pik nieustępliwie podążające za równie ciemną szatą swego wybranka - niczym niema groźba wylądowały na stole, wykrzywiając usta zebranych wokół gości. Blondynka uśmiechnęła się zaś szeroko, ukrywając w kieszeniach skórzanej kurtki zebrane tej nocy banknoty. Hazard z całą pewnością nie należał do aktywności godnych pochwały, a tym bardziej jakkolwiek legalnych, w oczach Rhei okazywał się jednak niezwykle porywający i z całą pewnością godny ryzyka.
Pozostawiła swych towarzyszy niedoli samych sobie, z wypiętą dumnie piersią podchodząc do baru. Zamówiwszy kolejny tej nocy drink, poczuła lekkie znużenie - nie potrafiła stwierdzić, czy wiązało się to z niedziałającym dotychczas procentami, czy zbyt długim przebywaniem w jednym miejscu. Potrzebowała rozrywki, odskoczni od codziennej monotonii, dryfującej pomiędzy nauką a pozorną wolnością przypieczętowaną alkoholem.
– Dzisiaj na mój koszt! - krzyknęła po chwili zastanowienia, rzucając na blat zagarnięte wcześniej banknoty.
Działania młodej Włoszki poskutkowały arią wiwatów, na które odpowiedziała jedynie machnięciem ręki i ostentacyjnym mrugnięciem oka. I właśnie wtedy, gdy rozkoszowała się skutkami niespodziewanych przebłysków dobroci, przeżyła bolesne spotkanie pierwszego stopnia z prawdziwą górą mięśni.
– Cholera jasna, nie jesteś trochę za duży? - mruknęła pod nosem, marszcząc czoło.
Zadarła brodę ku górze, chcąc najzwyczajniej odejść w swoją stronę, jednak widok kart prześwitujących pomiędzy palcami nieznajomego mężczyzny przykuł jej uwagę, niemal natychmiastowo skutkując cwaniackim uśmiechem.
– Nie szukasz przypadkiem partnera do gry? - zapytała, nim zdążyła choćby pomyśleć o swych dalszych ruchach. 

[ Alexander? c: ]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz