- Tak więc zrobimy – zadecydowała Amelia. – Może pan pójść przodem? Nie znam dobrze tego budynku.
Naukowiec wzruszył ramionami i nieco niechętnie minął obie kobiety i ruszył w ciemny korytarz po prawej stronie. Czerwone, awaryjne światło zabarwiało krwawą poświatą jego kitel, kafle ścienne i matowe powierzchnie drzwi, okalających przejście. Amelii ciarki przeszły po plecach. Odwróciła się gwałtownie, jednak za nią nie było nikogo. Ola minęła swoją panią, po czym niespodziewanie podskoczyła i z rozmachem obróciła ścienną kamerę bezpieczeństwa, po czym wylądowała zwinnie i odwróciła się do towarzyszki. Handlarka spojrzała w stronę urządzenia.
- Nie śpieszyło się pani przypadkiem? – rozległ się głos z korytarza.
- Tak, tak – Amelia odwróciła się, nie zdejmując oczu z kamery. – Już idziemy. Olu, weź wózek.
Kółka cicho zaskrzypiały, przyprawiając kobietę o ból zęba. Urządzenie monitorujące pozostawało martwe i nieruchome. A jednak Ola zareagowała. Czy to dlatego, że otrzymała sygnał o jej niepokoju, czy też naprawdę coś spoglądało na nie przez obiektyw.
Kroki obu ludzi zaczęły się oddalać, zmuszając handlarkę do pozostawienia tej sprawy. Przynajmniej na razie. Powoli podążyła za nimi, starając się ignorować ciarki na plecach. W instytucie działy się dziwne rzeczy, to nie powinno być dla niej żadną nowością. Jednak przez zaporę logicznej argumentacji i wiary w kontrakty powoli przesiąkała myśl, że awaria nie była przypadkiem. Instytut musiał uważać, że ona coś wie. Coś, czego wiedzieć nie powinna. Gdyby nie Ola tamten Azjata pewnie wykończyłby ją już w windzie. Być może nawet teraz prowadzi ją w pułapkę.
Gdzieś z przodu rozległ się charakterystyczny dzwonek i szum sprężanego powietrza i po chwili oczom dziewczyny ukazało się słabo oświetlone wnętrze windy. Naukowiec wsiadł do środka i leniwie oparł się o poręcz. Poczekał, aż obie kobiety znajdą się w środku i wdusił przycisk z numerem -2. Przez chwilę nic się nie działo. Wdusił go ponownie. Z cichym szumem drzwi windy zamknęły się i z charakterystycznym szumem ruszyli powoli do góry. Wszystko szło gładko, numerki powoli zwiększały swoją wartość. Amelia spojrzała na zegarek. Został jej kwadrans.
Na skraju jej świadomości coś się poruszyło. Rozejrzała się nerwowo, jednak i mężczyzna, i klon stali nieruchomo, czekając, aż dotrą do celu
Winda się zatrzymała.
- To nie jest jeszcze nasze piętro – zauważyła kobieta, gdy drzwi powoli się otworzyły, czemu asystował cichy dzwonek. Na zewnątrz nie było nikogo. To w sumie dziwne, w końcu awaria musiała zaskoczyć większość personelu. Gdzie oni mogli się podziać.
- Nie – potwierdził Azjata, ponownie wciskając przycisk. Nic się nie stało. Wyjął telefon i zaczął coś przy nim gmerać. Amelia spojrzała na zegarek. Czasu było coraz mniej.
- Sprzęt zostanie w windzie – zadecydowała wreszcie. – Napisz do Zenków, żeby go odebrali. Znajdziemy jakieś schody, dwa piętra to nie dużo.
Ola wyciągnęła komórkę i również zaczęła coś pisać.
- Wie pan, gdzie są najbliższe schody? – Handlarka zwróciła się do mężczyzny, lekko przygryzając wargę. Pokiwał głową i wskazał w lewo, nie odrywając wzroku od telefonu.
- Tuż za rogiem.
Amelia posłała mu wymuszony uśmiech i z cichym „dziękuję” opuściła windę. Gdy tylko przekroczyła jej próg zastygła w bezruchu. Jej spojrzenie zogniskowało się na czymś, czego nie powinno być w placówce naukowej. Chyba, że naprawdę prowadzili tutaj jakieś podejrzane eksperymenty. Schyliła się i zanurzyła palce w rozlanej cieczy. Nie było wątpliwości – była to krew. Jednak nie było to wszystko, co wyczuły wprawne palce handlarki. Z lepkiej cieczy wyciągnęła delikatnie krótki, sztywny włos, nie przypominający ludzkiego.
- Co dokładnie znajduje się na tym piętrze? – zapytała, spoglądając… prosto w twarz Oli. Odskoczyła, prawie się przewracając. Zupełnie nie usłyszała, kiedy klon się zbliżył.
- Jakiś… - mężczyzna spojrzał na kobietę, po czym jego oczy uciekły w bok. – projekt, dotyczący genetycznego udoskonalania zwierząt?
- Udoskonalania zwierząt, co? – Kobieta skorzystała z pomocy Oli, by podnieść się z ziemi. W palcach dalej trzymała zakrwawiony włos. – A jakie… zwierzęta tu trzymacie?
Amelia czuła, jak robi jej się gorąco. Nie była specjalistką od zwierząt, jednak jej szósty zmysł podpowiadał jej, że należy spodziewać się najgorszego.
- Koty, psy… chyba jakieś myszy.
Kłamał. Nie. Nie do końca kłamał. Ale nie mówił też prawdy. On coś wie, zdecydowanie coś wie. Amelia była coraz bardziej pewna, że jest tutaj, by się jej pozbyć. Zapewne właśnie pisze do swoich przełożonych, że wszystko idzie zgodnie z planem. Ale nie, ona nie pozwoli im tak łatwo wygrać. Wydostanie się z tej sytuacji. Wydostanie się i jeszcze zdąży na tą felerną rozmowę!
- Ktoś się zbliża – oznajmiła niespodziewanie Ola. W ciszy, jaka zapadła faktycznie było słychać lekkie kroki.
(Yungyo?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz