Ostrożnie stawiałam stopy na zimnych płytach, chodząc w koło po swojej małej celi.
...137..138..139..140...
Zatrzymała się w bezruchu, nasłuchując ciężkich kroków na korytarzu. Mężczyzna z bronią, żołnierz przypomniałam sobie prawidłową nazwę zawodu. Tylko oni potrafili tak ciężko chodzić. Jego obecność na korytarzu o tej porze oznaczać mogła tylko testy bądź badania. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że kroki mogą ustać przed drzwiami mojej celi.
Po cichu na palcach wróciłam do łóżka, po samą szyję zakrywając się kołdrą. Od zawsze nawet jak byłam mała, udawałam, że śpię w nadziei, że może nie będą chcieli mnie budzić, choć nigdy nie przynosiło to zamierzonego efektu, nadal nie wyzbyłam się tego nawyku.
Wstrzymałam oddech, kiedy mężczyzna przechodził obok mojej celi, nawet nie zwalniają, jakby mnie wcale nie było.
Odetchnęłam z wyraźną ulgą.
Dziś więc nie była moja kolej. Żołnierz przystanął 6 pomieszczeń dalej, otworzył ciężkie drzwi i wyprowadził obiekt na korytarz. Kiedy kroki dwóch osób przestały być całkowicie słyszalne wstałam i usiadłam na podłodze w moim ulubionym miejscu, gdzie ciepłe smugi światła wpadały przez maleńkie okno.
1..2..3..4
Cichutkie miauczenie przerwało moje odliczanie. Nemo, uśmiechnęłam się szeroko, na kolanach podchodząc do drzwi. Tak dałam na imię kotu, który przychodził codziennie nawet kilka razy dziennie i miauczał cicho nieopodal mojej celi.
- kici kici - szepnęłam cichutko.
Nadal czułam jego ciepłe, mięciutkie futerko, delikatne wibracje, jakie wydobywało z siebie stworzonko. Pierwszy raz pracownik pozwolił mi pogłaskać kota. Ten dzień był najlepszym dnie w całym moim życiu. Głaskanie kota było lepsze nawet od deseru.
Znów chciałam dotknąć rudego futrzaka.
- kici kici - powtórzyłam, opierając czoło o zimne stalowe drzwi. Nie było żadnej możliwości, bym mogła nawet zobaczyć, a co dopiero dotknąć.
Chyba że... Przecież to nie może być trudne. Już to robiłam nie raz, wystarczy tylko się skupić.
Zamknęłam oczy, skupiając się na swoim rudym, puchatym przyjacielu. Poczułam ciepłą energię przepływającą wzdłuż kręgosłupa.
Czułam, jak się zbiera, była wręcz namacalna. Bez problemu poddawała się mojej woli. Otworzyłam oczy, by przed sobą ujrzeć niewielkie przejście, a po jego drugiej stronie wąsaty, pyszczek rudego Nemo.
Bez zastanowienia wyciągnęłam przed siebie dłoń. Już prawie zatopiłam palce w miękkim futerku, kiedy zwierzątko spłoszone uciekło w głąb korytarza. Chwilę później usłyszałam ciche kroki, które najprawdopodobniej wystraszyły kota. Szybko cofnęłam dłoń, tym samym zamykając utworzone przejście.
Oby tylko nie nikt nie zauważył. Czułam, że mogłabym mieć przez to poważne kłopoty.
Na powrót wróciłam pod ścianę, nasłuchując.
A może jednak ktoś zauważył?
Nerwowo zaczęłam obgryzać paznokcie, wpatrując się w drzwi.
Kroki stawały się coraz wyraźniejsze. Jednego byłam pewna, nie był to żaden z wojskowych.
Nie wiedziałam, czy powinien cieszyć mnie ten fakt, czy wręcz przeciwnie?
..1..2..3... Oślepiło mnie nagłe zapalenie się światła. Zmrużyłam oczy, osłaniając je dłonią.
Zerwałam się na równe nogi, opierając się plecami o ścianę, kiedy ciężkie drzwi otworzyły się z charakterystycznym odgłosem zwalnianej blokady. Do środka wszedł jeden z pracowników. Nie był to wojskowy, a po braku kitla wnioskowałam, że nie jest to również lekarz.
- AM-21029821 - odezwał się przybysz. Poznałam ten głos bez problemu. To był ten mężczyzna, który rano pozwolił mi pogłaskać kota - choć.. nie, nie pasuje mi ten numer.. O, tak będzie lepiej. Atina, to ty tak - mężczyzna podniósł wzrok znad kartek i spojrzał wprost na mnie - Porozmawiamy?
Pod jego spojrzeniem chciałam zrobić dodatkowy krok do przodu, jednak ściana za plecami znacznie to uniemożliwiała.
- Atina - powtórzył uspokajająco moje imię. Już tak dawno nikt się tak do mnie nie zwracał. - Jestem James - przedstawił się mężczyzna z życzliwym uśmiechem. Był miły, chyba najmilszy ze wszystkich pracowników.
Powoli podeszłam do stolika, przy którym siedział pracownik. Nie odezwał się słowem, kiedy przechodziłam obok ani kiedy siadałam na drugim krzesełku.
- dziękuję - szepnęłam cicho.
- za co? - dopytał lekko zdezorientowany.
- lubię koty - wyznałam jeszcze ciszej. - są miłe i wibrują.
Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
- nie chce iść na badania - nigdy wcześniej nie odważyłam się prosić radnego z pracowników, by mnie tam nie zabierał, ale James był miły jak koty.
<James? - wybacz wariatce>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz