poniedziałek, 9 grudnia 2019

Od Yungyo CD Amelii

Odwrócił głowę, ze zmrużonymi nieco oczami spojrzał na kobietę, która jeszcze chwilę temu go trzymała. A jednak była klonem. Czy znaczyło to dla niego źle? Nie wiedział dokładnie. Z jednej strony trzymał się od klonów na pewien dystans – wymyślił sobie traumę, by inni niczego nie podejrzewali, również nie był pewien, czy klony go nie rozpoznają. W końcu mimo wielu badań dalej potrafiły one zaskakiwać. Z drugiej jednak strony nie darzył ich jakimiś szczególnie negatywnymi uczuciami. Sam był klonem. Niejednemu to nawet w głębi duszy współczuł. Życie klonów w obecnych czasach nie należało do łatwych. Zwłaszcza, kiedy inni mówili, że choć wyglądają na ludzi, to nimi nie są. Jak można tak twierdzić?
– Cóż, nie zajmuję się klonami – mruknął, schylając się, aby podnieść papiery, które wcześniej upuścił – ale jestem pewien, że tworzenie wadliwych klonów to nie coś, czym Vitae zajmuje się zawodowo.
– No, ale i tak w wypadku Oli to trochę nie wyszło – odparła kobieta, krzyżując ręce na piersi.
Spojrzała na swojego klona, który stał dalej i wpatrywał się w nią beznamiętnie, co pewien czas spoglądając badawczo na Koreańczyka. Yungyo również na niego popatrzył.
– Ale są też takie, w których nigdy by pani nie rozpoznała klona – rzekł.
Kobieta wzruszyła tylko ramionami. Oddała klonowi narzędzie, jakie miała w ręce, po czym podeszła do rozwartych drzwi windy. Do końca je rozsunęła i wyjrzała przez nie na korytarz. Mieli poniekąd szczęście, ponieważ mogli bez większego problemu wyjść z windy – wystarczyło się podsadzić. Yungyo cały czas przyglądał się jej uważnie, wykonał krok do przodu, jednak szybko się cofnął. Wcześniej zbliżenie się do kobiety skończyło się nieciekawie, nie chciał więc powtórki z rozrywki. Odwrócił głowę, spojrzał na wciąż przypatrującego mu się klona. Jego nieufny wzrok zaczynał go powoli denerwować.
– Mogłabyś się tak na mnie nie patrzeć? – zapytał.
– Przestanę, jak będę mieć pewność, że nic pan nie zrobi Amelii – odparł klon.
– Jedziemy na tym samym wózku, więc nie mam powodu, by cokolwiek jej robić.
Ostatecznie klon odbiegł wzrokiem gdzieś w bok, aczkolwiek niewykluczone było, że znów zacznie dziwnie patrzeć na naukowca. Yungyo westchnął ciężko, potarł palcami oczy. Naprawdę, jak mogło mu się przytrafić coś takiego? Już chyba wolałby sam utknąć w tej windzie, przynajmniej miałby trochę więcej czasu dla siebie. Nie zanudziłby się, w końcu miał Wi-Fi – mógłby przeglądać sieć w poszukiwaniu jakichś ciekawych artykułów. A tak to musiał trafić na te dwie kobiety, z których jedna była niezależnym technikiem, a druga niedopracowanym (nie to, co on) klonem.
Zwilżył językiem usta, przestąpił z nogi na nogę. Spojrzał na stojącą przy wyjściu z windy kobietę. Mierzyła ona uważnie wzrokiem drzwi, w końcu jednak westchnęła, podpierając ręce pod biodra. Zaczęła coś mruczeć pod nosem, Yungyo za bardzo nie wiedział, co, aczkolwiek szczególnie się tym nie przejął. Po chwili przeciągnęła się, wyciągnęła ręce, cicho strzelając paliczkami, po czym podeszła do wózka. Nim jednak wzięła z niego cokolwiek, stanęła nagle, jakby z czegoś właśnie zdała sobie sprawę, a następnie odwróciła się do naukowca.
– Sprzęt trzeba przenieść w częściach, ponieważ zapakowanego wózka nie wyciągniemy – powiedziała. – Mógłby pan pomóc? W trójkę szybciej się z tym uporamy.
Yungyo spojrzał na nią, nieco unosząc brwi. Chwilę tak na nią patrzył, po czym przeniósł wzrok na wózek ze sprzętem. Było tego dosyć sporo, samo patrzenie na to wszystko sprawiało, że już tracił chęci do roboty. Zwłaszcza, że jakieś kilka minut temu się obudził, a ciało go bolało po naprawdę bolesnym spotkaniu z twardą podłogą (szczególnie prawe biodro). Naprawdę nie chciało mu się tego robić. Nawet pomyślał na początku, by odmówić, ale miał dziwne wrażenie, że tak gładko nie pójdzie. Ostatecznie westchnął ciężko i, wciąż nie wiedząc do końca dlaczego, odparł:
– Niech pani będzie.
Kobieta wyszła na korytarz, zaś Yungyo i klon zostali w windzie. Kolejno podawali jej pudła ze sprzętem, Koreańczyk wybierał z reguły te lżejsze, by mniej się nadźwigać. Gdy klon to zauważył, rzucił mu niezbyt przyjazne spojrzenie, aczkolwiek nic nie powiedział. I dobrze. Yungyo nie miał najmniejszej ochoty się z nim kłócić. Po prostu chciał już to wszystko mieć za sobą i móc wrócić do normalnej pracy. Tego typu przygody nie były czymś, co lubił. Przynajmniej nie w tym momencie. Mam nadzieję, że nie natrafię na więcej problemów.
Jakiś czas później wszystkie pudła były już po drugiej stronie, razem z wózkiem, który jakimś cudem udało im się przepchnąć przez wyjście z windy. Na piętro pierwszy wskoczył klon, później się wdrapał Yungyo, odmawiając udzielenia mu pomocy przez kobietę, Amelię (o ile dobrze pamiętał imię, które usłyszał od klona). Znalazłszy się na korytarzu, wygładził wolną ręką fartuch, a następnie się rozejrzał. Piętro -9. Trochę słabo. Do tego nie było prądu, na co wskazywały czerwone lampy awaryjne – jedyne źródło światła. Oby prąd szybko wrócił. Nie chciał trafić na nic, co mogłoby stanowić dla niego potencjalne zagrożenie.
– To gdzie teraz? – powiedziała kobieta ni do siebie, ni do nikogo innego, rozglądając się po całym korytarzu.
Yungyo zmierzył wzrokiem jeden kierunek. Jeśli udadzą się tą drogą, to po kilku zakrętach dojdą do innej windy. Pytanie tylko, czy działała? Wolał się upewnić, bowiem nie chciał nawet myśleć o opcji, że przejdzie taki kawał na darmo. Wyciągnął z kieszeni komórkę. Odblokował ekran, szybko przeszukał listę kontaktów, znajdując numer do technika, z którym wcześniej rozmawiał. Czym prędzej go wybrał i zadzwonił.
– Co jest? – usłyszał głos po drugiej stronie, zdradzający zrezygnowanie.
– Anthony, czy winda C działa? – zapytał Yungyo.
– Powinna. A co?
– Okej, dzięki.
– Hej, nie odpowiedziałeś...
Naukowiec rozłączył się. Przez umysł przeleciała mu myśl o późniejszej gadce Anthony'ego na temat nagłego rozłączania się, kiedy on jeszcze nie skończył mówić, ale ją zignorował – był już przygotowany na tę sytuację. Sprawdził godzinę (minęło siedem minut odkąd pierwszy raz zadzwonił do technika), po czym schował z powrotem komórkę do kieszeni spodni. Przełożył papiery do prawej ręki, lewą zaś poprawił na ramieniu swój kitel.
– Jeśli chcemy dostać się na piętro -2, musimy się udać do windy C, która powinna działać – powiedział.
Amelia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz